KAMIENNA NATURA
Żółto-czarne
Przez bramę, tę boczną,
poza głównym nurtem
zdarzeń, wybiegła jasna
kamienista ścieżka. Krótka,
tylko do granicy
bruku.
I tu się zaczął
temat. Pojawiły się
dwa słupki - ktoś powiedział
nie ma, to nie nasz
poemat. Jeden się pochylił, jakby szukał
w słońcu cienia. I znalazł, mimo zenitu.
Swój własny. Przechylił się, jak
podkopany,
prawie upadł. Wkrótce zniknął. Wróci? Nie
pomogło, wrócił. I stoi murem, obok
pierwszego. Z lewej, albo prawej,
zależy, z której spojrzeć strony. Brama podupadła, może straszy, gdzieś tam
pewnie się z niej śmieją,
może nie, nie wiem, nie będę się kłócić. A
ścieżka zarosła, spomiędzy jasnych
kamyków, wyjrzały chwasty
i trawa.
Tak zielona, że kojarzy się
...
no, co ja opowiadam.