KAMIENNA NATURA

Powrót

Dalej
A na zewnątrz? Na zewnątrz sześcioletnie pięści rozluźniły się, uwolnione kciuki, w miejscu bezlitośnie krótko przyciętych (przez Panią Pielęgniarkę) paznokci, wciąż piekły. Tyle, że ... jakoś inaczej.  
Potem wszystko przeszło - listopad w grudzień, a paznokcie odrosły.To one wydobyły drugą, nie licząc tych na suficie, między pływającymi rybami, bo to zupełnie inna historia - gorączkowa i znana tylko z opowieści. Wydobyły ją z cudnie odpryskującej kremowej (dzisiaj mówi się ecru) farby, na własnoręcznie przez ojca pomalowanej, a wcześniej równie własnoręcznie skonstruowanej, elektrycznej pralce z ręczną wyżymaczką.
- Taka wyżymaczka, to bardzo dobra rzecz. Można wyżąć, nie trzeba wykręcać. Bo jak nie ma wyżymaczki, to pranie przed wieszaniem się wykręca. W przeciwieństwie do wypranego ... eee, co tam.
Racja, to nie należy do tematu... twarzy. A ta twarz nie miała wyrazu. I nie ma wyrazu, który by ją określał. Ale zmieniała się z czasem i odpadajacą, niezupełnie samodzielnie, farbą. Aż zniknęła. Razem z pralką. Szkoda. Tej wyżymaczki. Nie należy jednak żałować raz podjętych decyzji, podobno. Ktoś ją przecież podjął. Nie bez powodu. A żałowanie nie pomaga. Za to morze pomogło. Na gardło - na twarze nie pomoże, bo nie może. Pomorze też nie.
Jak by nie było, to tylko gra. Gra słowna, jak choćby ... Dałby Bóg, żeby buk przepłynął przez Bug.  No, nie wiem. Może lepiej, kiedy ... dryfuje.
I może dobrze, że nie pomoże, bo ... niby po co?

I.
One mogą być wszędzie. Na ścianie, suficie i podłodze. Na stole albo szafie. Na lustra trzeba uważać - tam można zobaczyć to, co widać. To
nie jest groźne, ani przerażające, ale może zmylić. Na szybie okna nieczęsto, bo zatrzymuje to, co poza. I na drzwiach. Nie trzeba jednak się zamykać. Pójdźmy dalej, dużo dalej - gdziekolwiek - mogą pojawić się pod stopami lub nad głową. Albo po trzeciej stronie, kiedy wspinasz się na wysoką górę.
- Po co?
- Nie pytaj po co. Wiem dlaczego. Ale to nie jest ciekawe.
Tak, więc mogą być wszędzie.  W całym szczerym polu widzenia. Bez tele-portacji i tele-wizji. Bo tu nie ma żadnych wizji. Pojawiają się tylko, kiedy zechcesz i jeśli zechcesz. No, może z małymi wyjątkami.
- Bez tele-fonów?
- O tym potem.
- A może...?
- Morze ... jest. Zawsze było.

 
II.
Pojawiają się i znikają, jak te nad głową. I na super-pralce. Znikają na zawsze. A inne na zawsze zostają.Trudno w to uwierzyć, jednakże ... można sprawdzić. Choćby ta na kamieniu wmurowanym w zachodniej ścianie tamtego kościoła. Była i jest. Można ją zobaczyć niezależnie od skupienia i niezależnie od światła.  To znaczy, od kąta padania. Ale ... nie z każdego punktu widzenia - nie zawsze jest wszystko jedno.
Była tam, jest i będzie, dopóki istnieją te mury. I milczy. Dobrotliwie, lecz nieubłaganie. A może jakoś inaczej. Kto to wie. I patrzy gdzieś w bok. Chociaż tam nic nie ma. Nic godnego uwagi.
- A może ... jest, tylko nie widać.
- Morze widać. Tylko nie stąd. Nie z tak daleka. A może nie.

III.
Nawet z daleka, widać co jest i jak jest. Bo one nie są bez reszty. Czasem tylko jest niewidoczna - widać, tak powinno być. Bez  reszty  nie istnieją. Zwykle są kimś i z kimś. Bywają całe historie. Obok siebie, zahaczają się, zazębiają i przenikają. Historie i twarze. Smutne, przerażające lub przerażone. Straszne, wesołe, dziwne i zdziwione. Tkliwe, wzruszające i... (i już było, więc może tudzież) wzruszone. Śmieją się, żartują, płaczą i krzyczą.
- Hałaśliwe...
- Pozornie...
Często milczą zamyślone - przynajmniej tak się wydaje. Nie dlatego, że nie mają głosu. Bo, nie mają - to wszystko na nich się maluje. Samo. Więc, chyba go nie potrzebują. W przeciwieństwie do tych, które czasem spotykamy lub mijamy. Malowane.
- Takie, jak te na pralce, czy żywe?
- Żywe. Ożywione lub nie. Tamte, to były pęknięcia i odpryski - fascynujące, nie malowane. Te są bardziej... techniczne.
Zacinają się i wypadają. Albo zacinają się, żeby nie wypaść. Ważne, czy wypada, czy nie. Takie zacięte, najczęściej w nienajlepszym momencie, czasem coś pokazują. Żeby ci pokazać, albo na pokaz.
- Maskarada? Masakra!
- Nie. To tylko taka gra. I tylko niektóre, czasami...
- A teraz? Może ...
- Morze szumi. Zawsze. Teraz też. Chociaż ... może to nie morze. Nie wiem. Tutaj. Bo, tam gdzie może - szumi.

     

                                                        
Kuźnica 2007
Twarze i morze.

Może morze pomoże, a jak
morze nie pomoże, to
może pomoże pomorze...
Morze pomogło. Na ból
gardła. Na wszystkie bóle gardła, czyli nieustępującą anginę, a
tym samym uchroniło przed wyrwaniem, wyszarpaniem, wycięciem,
czy usunięciem w jakikolwiek inny sposób jego części. Nie niezbędnej, ale ponoć (podobno nie ma takiego słowa, więc podobno) przydatnej. Pomogło na gardło, ale nie na twarz, a właściwie twarze. I to jest ten ból. Więcej - to właśnie tam, pojawiła się pierwsza.
Prosto z chmur nad listopadowym morzem, zajrzała w zaszklone źrenice. Małe, spękane usta zamarły. Po dłuższej chwili bezruchu,
drgnęły i ...
- Na imię mam ... Nieważne. Powiedz mi, dlaczego ...
Niedokończone pytanie najwidoczniej też było nie-ważne, albo jakieś inne (również z nie), bo ta na górze zaśmiała się bezgłośnie, acz nieco ironicznie i przełknięta spłynęła, razem z jodem, leczonymi drogami. Była słona. Spłynęła gdzieś do środka i tam już została.