KAMIENNA NATURA

 

Dalej

Powrót
  Tainaron - Leena Krohn

 
Tytuł: TAINARON
           Listy z innego miasta
Autor: Leena Krohn
             ("Eliasowi, J.H. Fabre'owi oraz Królowej Trzmieli i całemu jej                  domowi")

Tłumaczenie z fińskiego: Sebastian Musielak
Projekt okładki: Małgorzata Karkowska
Fot.: Corbis
____________________________________________
                                                        Nie tyś w przestrzeni,
                                                                  ale przestrzeń w tobie
                                                                                     
  Anioł Ślązak
(fragmenty):
                             
                               Łąka i miodowskaz


                                    List pierwszy

[...] Spodobałby Ci się spacer po łące tainarońskim latem, kiedy można zaglądać w kwiaty jak w ludzkie twarze. Są wtedy otwarte niczym tarcza Słońca i hieroglify miodowskazów mają klarowne i czyste. Patrzymy na nie, a one spoglądają w słońce, do którego tak bardzo są podobne.
    Patrząc na nie w cieple południa, trudno uwierzyć - jak wówczas, gdy zagląda się w twarze dzieci - że barwa i światło, z których powstały, są substancją, i że kiedyś, wkrótce, jeszcze tego wieczoru, ich blask zgaśnie, by już nigdy nie wrócić.
    Na łące sporo się dzieje - to scena frenetycznego spektaklu i pole bitwy zarazem. [...] Przybywają tam także w wolnych chwilach mieszkańcy miasta, by spędzać czas w sposób, który nam musi się wydać zupełnie niepojęty.

[...] Pogrążyłam się w myślach; łąka wokół nas szumiała, a jej zapachy zaczęły odbierać nam siły. Szliśmy pod obłokami tawliny - rzeczywiście były już w pełni rozkwitu - ale w tamtej chwili wolałabym raczej spacerować po normalnym, twardym i pewnym bruku.
    Co rusz jednak wyrastały przede mną nowe, świetliste wiry, obce i niepojęte w swym milczeniu.[...]

    - Nie, nie znamy ich - odezwałam się do Kwiatomira, który milcząc, przekrzywił głowę.
    Na ziemię, która skrywała wszystkie korzenie, zaczął spływać chłód nadchodzącego wieczoru. Słońce mocno jeszcze grzało, gdy wielkie twarze zaczęły się już zamykać; nie miałam żadnych wątpliwości i nie pytałam o nic. Lecz kiedy ku niebu podniósł się pierwszy blady zwiastun zmarnienia i obróciliśmy się w stronę miasta, wiedziałam na pewno tylko to, że teraz jestem tak samo zagubiona, jak wcześniej. 


Blask

List trzeci

[...] Jak wiesz, są istoty, które rozświetlają otoczenie blaskiem swych narządów lub kończyn: sprężyki w ogrodach południa, świetliki na źdźbłach trawy i mieszkańcy fos, którzy noszą lampy na monstrualnych czołach. Zimniejszy jest już tylko rozmyty kontur zmurszałego wykrotu, porośniętego opieńkami...
    Ale i tu, w Tainaronie, są istoty, które wieczorem przyciągają mój wzrok, ponieważ wydzielają cienki świetlisty welon i czasem w chwilach podniecenia migoczą lśniącym blaskiem. Patrzę na nie z zachwytem, gdy przemykają obok mnie na ulicy - zawsze w pośpiechu - krokiem nieomal tanecznym. Opuszczają mieszkania dopiero pod wieczór i nie mam pojęcia, co robią do tego czasu przez cały długi dzień. Może po prostu śpią.
    Nie widziałam takiej istoty samej; poruszają się chmarami, a na rynkach i placach łączą się ze sobą, tworząc nieregularne układy swoistego tańca figurowego[...]

    W centrum miasta są schody, przy których tainaronianie umawiają się na wieczorne spotkania albo przystają, aby tylko na siebie popatrzeć. Najbardziej kolorowi, najbardziej osobliwi, najbardziej eleganccy, najbogatsi i najżałośniejsi spotykają się właśnie na tych szerokich, wypolerowanych przez stulecia stopniach. Widzi się tam także świetliki - [...]

    Ostatnio wiele wieczorów spędzam przy schodach tylko po to, by nacieszyć się blaskiem świetlików. Nie dostrzegają mnie, ale kiedy idą - pląsają! -mijając mnie, żebraków i pazia królowej, rozsiewają wokół siebie aurę nadziei i tchnienie wiosny tak orzeźwiające, jakby nigdy nic się nie skończyło.
  
    Muszę jeszcze dodać, że wczoraj rano, przechodząc przez rynek, dostrzegłam w rynsztoku zabrudzony łachman i kilka postaci, które pochylały się nad nim ze współczuciem. Przeszłam obok nich, lecz na rogu bocznej ulicy, w którą skręcałam, obejrzałam się [...]. Dopiero wtedy pojęłam, że widziałam w rynsztoku świetlika, tym razem zupełnie samotnego. Nie roztaczał wokół siebie nawet bladej poświaty, był to już tylko niewielki strzęp ciemnej masy. [...]


Siedemnasta wiosna  

List szósty

    W Tainaronie wiele rzeczy wygląda inaczej niż u nas. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to oczy mieszkańców; niejednokrotnie są tak duże, że zajmują nawet jedną trzecią twarzy. Czy dzięki temu wzrok mają lepszy - nie wiem, uważam jednak, że w pewnej mierze postrzegają swoje otoczenie inaczej niż my. Ponadto ich narządy wzroku składają się z niepoliczonych pręcików i w świetle słońca soczewkowata powierzchnia oczu mieni się jak tęcza. Z początku byłam zakłopotana, gdy musiałam rozmawiać z takim osobnikiem, ponieważ nigdy nie miałam pewności, czy patrzy na mnie, czy obok. Już mi to teraz nie przeszkadza. [...]
   
    To samo dotyczy nóg, a często rąk, których tainaronianie mają czasem po kilka par, choć nie wydaje mi się, by z tej racji biegali szybciej od nas albo osiągali w życiu więcej niż my. Inna rzecz, że niektórzy mają pod brzuchem widełki skoczne i mogą się w razie potrzeby katapultować, przelatując w powietrzu nawet kilkadziesiąt metrów.


    [...] Najtrudniej jednak przywyknąć do innego zjawiska, tak charakterystycznego dla życia zdecydowanej większości mieszkańców tego miasta. Chodzi o przeobrażenie, [...]. Musisz bowiem wiedzieć, że tainaronianie mają co najmniej dwa żywoty, które mogą się między sobą krańcowo różnić, mimo że jeden wypływa z drugiego w sposób dla mnie niepojęty.

    I my się zmieniamy, ale odbywa się to stopniowo. Jesteśmy przyzwyczajeni do pewnej trwałości i większość z nas zachowuje mniej lub bardziej stabilną osobowość. Tutaj jest inaczej. Nadal jest dla mnie zagadką, co naprawdę łączy dwa kolejne żywoty tutejszych mieszkańców. Jak osoba, która zmienia się tak całkowicie, może jeszcze twierdzić, że w jakimś sensie nadal pozostaje sobą? Co jej pozwala nadal żyć? Jakże może pamiętać?

    Może Cię tu zaczepić ktoś zupełnie obcy; zagadnie Cię jak dobrego znajomego i zacznie wspominać jakiś niedawny wygłup, w którym rzekomo obaj braliście udział. Kiedy spytasz: "Kiedy to było?" - zaśmieje się i odpowie: "Gdy byłem inny". [...]

    Są tu też tacy, którzy całkowicie wycofują się z życia nawet na siedemnaście lat. Mieszkają w małych, maleńkich pokoikach, w zwykłych norach, nikogo nie widując, nigdzie nie wychodząc i ledwo co jedząc. Bez względu jednak na to, czy śpią, czy czuwają, przez cały czas przeobrażają się i odrzucają postać, którą wcześniej mieli.

    Siedemnaście lat! I gdy wreszcie nadchodzi siedemnasta wiosna, wychodzą ze swoich pustelni w pełnym blasku dnia. A potem zaczyna się ich jedyne długie lato - na jesień bowiem umierają - kiedy nie robią nic innego, tylko w kółko się bawią. Co za życie! Rozumiesz coś podobnego?


    Z drugiej strony jednak odczuwam pewną zazdrość: żeby tak móc się zawinąć w kokon, nie marząc o snach, wiedząc, że pewnego razu, na wiosnę, będzie się można pokazać światu w nowej postaci, odświeżonej i wolnej od tego, co było...

    A teraz żegnaj! Głowa mi ciąży i mam wrażenie, że nadciąga burza. Myślę o powodach, dla których nie odpowiadasz... Może być ich wiele. Umarłeś? Przeprowadziłeś się? Miasto, w którym mieszkałeś zniknęło z powierzchni ziemi? A czy mogę ufać poczcie Tainaronu? Kto wie, czy moje listy nie gniją gdzieś w gnijącym kącie jakiegoś podwórza. A może stoisz w progu swojego domu i obracasz mój list w dłoniach, po czym, nie otwierając, odkładasz go na bok, na coraz wyższą stertę gazet i reklam, która obrasta kurzem.                                                                                                                                                                                                      Narożnica zbrojówka  V

List dwudziesty piąty

        Pamiętasz entomologa, któremu się zdawało, że zobaczył na ziemi narożnicę zbrojówkę? Ucieszył się i wziął ją do ręki, lecz po chwili stwierdził, że to zwykły spróchniały patyk. Był zawiedziony i oczywiście od razu rzucił go na ziemię.

        Ale co sprawiło, że - już odchodząc - schylił się raz jeszcze i odnalazłszy odrzucony kawałek drewna, wziął go ponownie w dłoń? Jak pieczołowicie, z jak bliska musiał go oglądać, nim w końcu zobaczył, że to jednak była narożnica zbrojówka.

        Tej nocy ziemia niesie miasto na swych niewzruszonych barkach. Niebo też się nie porusza i domy mają długie korzenie. Wyznaję: Nie wiem, ile razy przygarniałam z powrotem do domu to, co uznałam za bezwartościowe i wyrzuciłam. Pod barwami ochronnymi kryją się prawdziwe kolory i któż wie, które z nich są prawdziwe.

        Gdy odsuwam zasłonę, widzę półmroczną ulicę; nic się na niej nie dzieje, lecz w pustce, której nie mącą już teraz żadne stąpnięcia, łączą się niecierpliwość  kroku pierwszego i znużenie ostatniego.

        Tej nocy w półmroku widzę jak w jasny dzień: daleko i wyraźnie, tak że dostrzegam i ciebie, narożnico zbrojówko.
       




                                                                                CDN(?)