KAMIENNA NATURA
 rys. A.de Saint-Exupery
Dalej
Powrót
Stare Dobre Małżeństwo     SCK 05.03.2009
(ciąg dalszy)
"... słuchania słów. Przede wszystkim." Tak właśnie było przez większą 
część wieczoru. Jednak bez muzyki, byłoby... inaczej, a bez takiej... 
[...]Od dwudziestu pięciu lat. Biorąc pod uwagę pasję śpiewania wierszy, 
niewiele się dla mnie przez ten czas zmieniło. Wciąż funkcjonuje w Polsce 
pewien zaklęty krąg kulturowy gromadzący ludzi poszukujących ważnych 
i ważkich słów. Byli oni zawsze, bez względu na ustrój i wszelkie inne 
uwarunkowania. To swoisty mikrokosmos zbudowany z ludzkiej wrażliwości, 
wyobraźni i chęci zmierzenia się z pogłębioną refleksją w piosence. [...]
 
Wiek, w którym jestem też już obliguje do snucia poważniejszej refleksji. 
Stawiania pytań o wiarę i zwątpienie, o alienację własną i tę dookoła, 
o sprawiedliwość, wolność, śmierć. Dociekanie prawdy nierozdwajalnej. 
Priorytety, którymi niby każdy człowiek nasiąka od dziecka, a potem gdzieś 
je gubi w pogoni za mamoną, za karierą, w uwikłaniach rodzinnych. 
Dlatego trzebao nich mówić głośno i wyraźnie. Na przykład słowami Jana 
Rybowicza, bo to jego wiersze właśnie szeroko otworzyły mi oczy.[...]
 
Rybowicz uświadamia nam niekiedy boleśnie, jak niewiele z nas zostało 
w nas, po latach. [...]
Mawia pan, że Rybowicz przemienił pana życie i nadał sens temu, co pan robi,
dlaczego? 
Dlatego, że mam teraz odwagę mówić nie, kiedy myślę nie i tak, kiedy myślę 
tak. Wcześniej, rzecz jasna, też się starałem, by tak było, ale nie miałem aż tak 
wyraźnego imperatywu. Całe życie, tworząc piosenki szukałem słów, które by 
mnie uwiodły bez reszty. Których mógłbym używać, jak swoich. Identyfikując
się z nimi w pełni. I te słowa w końcu mnie odnalazły. Po latach, gdyż 
z Rybowiczem próbowałem zmierzyć siły już jako nastolatek, wyczuwając 
pokrewieństwo wrażliwości. Za mało jednak znałem życie i samego siebie, by 
podołać wyzwaniu. 
Stachura był łatwiejszy? 
Był bardziej plastyczny, obrazowy. Wiersze Stachury, które śpiewałem 
sprawiały, że przed oczami stawały mi łagodne pejzaże i krajobrazy. Śpiewanie 
zaś Rybowicza powoduje rozedrganie całego systemu nerwowego. To bardzo 
ważne, bo dzięki temu żyję na scenie, a nie wegetuję.
Piosenki Stachury wykonuję już ćwierć wieku i gdyby nie oczekiwania 
publiczności oraz jej wsparcie, pewnie bym dał sobie spokój.  
Publiczność piosenki Stachury śpiewa z panem chórem. 
Oni śpiewając odświeżają i ożywiają na nowo te utwory, które mają dla mnie 
głównie wartość sentymentalną. Jestem bowiem na nowym etapie życia. 
Inaczej opisuję i komentuję swoją rzeczywistość. Jednak prawdą jest, że 
publiczność śpiewając współtworzy te dzisiejsze koncerty, mimo że pierwotnie
nie było tego w planie. Jest to oczywiście urocze i przyjemne, chociaż zawsze 
pragnąłem, by nasz występ był okazją do słuchania słów. Przede wszystkim. 
[...]
                                                               
z wywiadu z Krzysztofem  Myszkowskim
                                                                                                            (rozm. Joanna Lichocka)
                                                                 
cd - jak wyżej

Gdy rozmawiałam z Piotrem Warszawskim, aktorem, którego zaprosił pan do 
udziału w koncertach, mówił oczarowany, że ci co przychodzą to jakby zupełnie 
inny, drugi naród, jakiś kilkusettysięczny krąg wtajemniczenia rozsypany po 
całym kraju. 
Nie wiem jak liczny jest ten krąg. Wiem natomiast, że to pasjonaci, którzy 
szukają i znajdują. [...] Proszę sobie wyobrazić, że organizowałem festiwal 
Bieszczadzkie Anioły, przez osiem kolejnych lat. [...] Ludzie trwali godzinami 
w deszczu i spiekocie, podczas nawałnic i arktycznych nocy słuchając 
mądrych pieśni.  Anioły  to festiwal sztuk różnych, więc mieniący się wielością 
artystycznych propozycji. Od poezji i piosenki autorskiej poprzez teat
r, folklor 
i klasykę, aż po bluesa i jazz. [...]
      
                                                            
całość na:
Inne wiersze
My Polish Tao
Wyjść z obłędu
...i jeszcze, żeby tak po prostu móc...
i inne, na przykład...
Nieuniknionym był moment, w którym razem z "Bieszczadzkimi" i tym 
z "Leluchowa", wróciły wszystkie inne... hm... anioły(?) - w każdym bądź razie, 
ten moment, kiedy ciszę na sali zastąpił "subtelny"(cyt. K. Myszkowski) 
chór i towarzyszył wykonawcom już do końca. Ta... "subtelność", to nie wynik 
wstydu czy nieśmiałości - zwyczajnie, chyba nie mogło być inaczej...
Blues o czwartej nad ranem
(A.Ziemianin)
Muzyka i zamyślenie - kiedy krzyżują się te dwa wymiary, "nie dziwi nic"... 
A na pewno nie, trudność rozstania i to chyba, zarówno po jednej jak i drugiej 
stronie... i zapach róż, które pojawiły się przy pierwszym zejściu ze sceny - 
złudzenie? pewnie tak... ulotność tej jedynej chwili? być może, chociaż nie do 
końca jedynej - do takich chwil zawsze będziemy wracać, kiedy tylko to możliwe.
 
Bo jak nie uciec, chociaż na trochę, od... rozliczania podatków, kryzysu, 
ciągłego przetwarzania informacji itp. (i to jeszcze, jak wiadomo, nie jest tym, 
co najgorsze) do czegoś, czego nie sposób zapomnieć... jak to, ze Starym 
Dobrym Małżeństwem zwykle bywa... no właśnie.

A potem, to już było jak kiedyś....
U studni
http://www.sdm.art.pl/