KAMIENNA NATURA
***
- Ciebie, to bym zawsze poznał, często tu przyjeżdżałaś.
- Tak, na wakacje. I nie tylko ...
Za oknem znowu słońce. I pada deszcz.
- Aa ... czyją jesteś
córką..?
- ...
- Wujku, mama jest
córką babci Ireny ...
- Babci?
- Tak, twojej siostry ...
- Ireny... no, wiem.
Ale ciebie, to nie mogę poznać.
- Ja jestem
córką mamy. Ania. Pamiętasz Bambo? Dawno tu nie byłam, ale
też przyjeżdżałam. Jak był jeszcze Bambo ...
- Pamiętam. Nie chciał
nikogo słuchać. I na wszystkich szczekał, tylko ...
to byłaś ty?
- Tak, ja wychodziłam z
nim na spacery.
- To, ile ty masz lat?
- Dwadzieścia trzy.
- A ty?
- Pięćdziesiąt pięć.
- Coś tu jest
kombinowane ...
Trudno wstać z zapadniętej kanapy. Chociaż ... nie jest tak bardzo
zapadnięta. Ale, trudno. Tak samo, jak przejść od kanapy do krzesła
przy stole - to, jak droga przez pół miasta. Zapadnięte
policzki, opadnięte kąciki ust, ułożonych w niesymetryczną
podkowę. Wszystko zapadnięte - człowiek, jak pół człowieka.
Kiedyś był kierowcą. Jeździł dobrze, dużo i daleko. Teraz jest jak
szewc. Chodzi bez butów. Nie, żeby ich nie miał, ma na
wszystkie pory roku - stoją w równym rządku (podobnie, jak
te kartki z życzeniami na wszystkie święta, na półce).
Zwyczajnie, te nogi już nie lubią butów, nie znoszą ich.
Zresztą, chodzić też nie lubią.
Co innego, samochodem. Trzy tygodnie wcześniej, doskonale dały sobie
radę z jazdą na zakupy. Ekspedientki wyszły przed sklep, żeby to
zobaczyć. Nie spytałyśmy, gdzie były buty.
II. Błysk.
- A może, on sobie z nas
żartuje? Pamiętasz, zawsze to robił.
- No, nie wiem. Nic już
nie jest tak, jak zawsze. Ale chciałabym.
- Do dzisiaj pamiętam
dwie zagadki wujka, opowiem ci jedną. Wziął ołówek, kartkę i
zaczął rysować ..
"tu jest most, z jednej strony wjechał na most ksiądz, a z drugiej pop.
Problem w tym, że nie mogą się wyminąć, bo most jest za wąski. Ani
jeden ani drugi, nie chcą się wycofać Co można zrobić? Masz jakiś
pomysł?" Odpowiedziałam, że nie mam . "Nic? Zupełnie?".
Mówię, że nie mam żadnego pomysłu. "Widzisz, ja też nie mam.
Dlatego ciągle tak stoją"
Deszcz ustał, zostało tylko słońce.
Dlaczego ksiądz i pop? To chyba mógłby być każdy, jak
powody, dla których żaden z nich się nie wycofał. Trzeba to
przemyśleć. I przyjrzeć się uważniej.
***
- Samochodem już raczej
nie pojadę. Ale jutro mam święto, wiecie jakie? Nie wiecie.
- Jakie?
- Jutro przychodzi do
mnie listonosz. Z emeryturą.
- No, to święto. Fakt.
- Niektórzy
to narzekają, że mają za mało. No wiesz, emerytury, albo renty
... Mnie tam wystarczy. Ja bym chciał tylko jedno. Chciałbym,
żeby mi nie przynosili raz w miesiącu. Może być tyle samo, ale co
najmniej dwa razy ...
Spojrzałam uważniej. Tym razem, nie na usta (śledzenie ruchu warg,
zwykle pomaga zrozumieć niewyraźną mowę), ale w oczy. No, tak. Jest!
Jak zawsze. To, co jest, to jest. Może przygasać, ale nie wygaśnie. Do
końca.
Za oknem słońce.
Szewc, który dorabia klucze. Klucze-wytrychy otwierające
wszystkie drzwi, rzeczywiste i umowne. Jak zawsze. Takie myśli nie
potrzebują
butów. I docierają wszędzie. Tam, gdzie już był, gdzie
chciałby być i
już nie będzie. To ważne, przy szczelnie zamkniętych oknach, w
powietrzu wprawianym w drgania wyłącznie przez dźwięki płynące z
głośnika stale włączonego telewizora.
- Dokąd wy się
wybieracie?
- Do domu. Już
późno.
- Już? Czemu tak
krótko?
- Minęły dwa dni. Musimy.
- No, jak tak, to tak.
- Trzymaj się.
Do widzenia.
- Szkoda. Ale ...
bardzo,
bardzo wam dziekuję. Ja tu miałem, jak w raju...
Nachyliłam się i przytrzymałam chłodne, oparte nieruchomo na kolanie
palce.
- Nie, nie. To my
dziękujemy. Dziękuję - dobrze znowu cię zobaczyć.
Spojrzałam na córkę. W kąciku jej oka błysnęła łza i nie
zdążyła spłynąć, starta szybko wierzchem dłoni.
- Czekajcie! Odprowadzę
was. Muszę zapamiętać ten numer, no ten ...
samochodu. Żeby wiedzieć, jak przyjedziecie następnym razem,
kto do mnie przyjechał.
.
Ojciec chrzestny
I. Córka
i jej córka
- Mamo, pamiętasz ten zapach?
- Tak ... drzwi otwarte na oścież, jak dawniej, ale nikogo nie widać
... gdzie jest wujek?
- Chyba w łazience, coś tam słyszę, o ... właśnie wychodzi.
- Dzień dobry, wujku. Jesteśmy.
- Dzień dobry ... a dokąd ty uciekłaś?
- Właśnie przyjechałyśmy ...
- Nie mów, przecież cię widziałem ... powiedziałaś "dzień
dobry" i wyszłaś. Nie wiem, dokąd. Ja nie nadążam... leżałem,
i zanim się podniosę, to już nie tak szybko.
Znowu pada. O czym on mówi, nic
nie rozumiem.
- Nie było nas
tu wcześniej, dopiero przyjechałyśmy ...
- Coś kombinujecie ... przyszła, poszła, no i nie wiedziałem,
co robić. Nic nie zrobiłem, patrz, tu jest nawet jarzyna na
rosół ...
- Nic się nie martw, ugotujemy.