[...] Liczył krople deszczu uderzające o
szyby. Obserwował wiewiórki biegające po ulicy. I czekał.
Czekał na powrót Wiatru. Czekał też na swój
pierwszy śnieg. Wyobrażał sobie miliony śnieżynek spadających na
ziemię, na krzywy dach i na topole.
Mijały dni, a Szary Domek tęsknił coraz
bardziej. Nikt nie przynosił mu historii. Dokuczała mu cisza. Nie
cieszyło go ani pomarańczowe słońce, ani gwiazdy, ani nawet herbata z
czerwonego czajnika. Najtrudniejsze były wieczory, ciemne i zimne.
Szary Domek spoglądał wtedy w stronę Herbatkowego Miastka. Patrzył na
inne domy: małe i duże, z brązowymi i czerwonymi dachami. We wszystkich
oknach paliły się żółte światła. Obserwował, jak z
kominów unoszą się siwe sznury dymu, i nagle zrozumiał, że
jest niczyj.Tak. NICZYJ.
Kiedy Wiatr wrócił po długiej
nieobecności na ulicę Wietrzną, od razu zauważył, że Domek zmizerniał.
Skurczył się, poszarzał jeszcze bardziej, a jego dach mocniej się
przekrzywił.
- Szary
Domku, źle wyglądasz -
powiedział zmartwiony Wiatr.
- Ach, to
nic takiego. Dobrze, że już
jesteś, Wietrze. Opowiedz mi coś, proszę. [...]