-
Przyprowadziłam Pana Kota na szczęście! - wołała piskliwym głosikiem od
progu.
Pan Kot był czarny jak smoła i miał
zielone oczy. Dał susa na fioletowy kredens i obwąchał cynamonowe
ciastka.
- Nocko, co ty zrobiłaś?! - zaszumiał
rozgniewany Wiatr. - Czarne koty przynoszą pecha.
- Ojej,
myślałam, że szczęście. Musiało mi się coś pomylić. - szepnęła
zakłopotana Noc.
- On musi
stąd natychmiast zniknąć! - zawył Wiatr.
Szary Domek
przyglądał się Panu Kotu. Nie wyglądał na groźnego. Miał miękkie,
lśniące futerko i białe wąsiki.
- Wietrze, nie wypada tak traktować
gości - szepnął Domek, a później zwrócił się do
kota: - Miło mi pana poznać, Panie Kocie.
- On nie
słyszy, ani nie mówi - szepnęła Noc. - Od zawsze.
- Masz ci
los! - szumiał nadal rozzłoszczony Wiatr. - Jest czarny i ma popsute
uszy i pyszczek. Na pewno ściągnie na nas pecha.
- Nie boję
się - stwierdził stanowczo Szary Domek, choć nawet nie wiedział, co to
jest "pech". - Chcę, żeby Pan Kot tutaj został.