[...]
- Może to
Wiatr - stwierdziła Wiedźma i wróciła do pracy.
Ale Szary
Domek wiedział, że Wiatr nie ma z tym nic wspólnego. Kto w
takim razie ułożył buteleczki!? Od tej pory Szary Domek bacznie
obserwował piwnicę.
Wiedźma
każdego dnia wymyślała nową miksturę: na pogodę i na niepogodę, na zły
sen i na dobry sen. Była wesoła i energiczna. Szary Domek bardzo ją
polubił. Nie można było się z nią nudzić. Znała milion bajek i tyle
samo miłych słów. Codziennie zaparzała rumianek albo liście
pokrzywy. Czasami piekła cynamonowe ciastka. Przynosiła z lasu
prawdziwe skarby: kawałki mchu, ogromne paprocie, opuszczone gniazda.
Przyprowadzała też gości: cytrynowe motyle, rodzinę jeży, starego
dzięcioła. Wszystkim pomagała: sowie ze zwichniętym dziobem, zającowi z
chorym uchem i lisowi ze złamaną łapą. Opatrywała rany, przygotowywała
mikstury i przysmaki. Wszyscy ją lubili: mieszkańcy lasu, Wiatr, Noc i
Srebrny Wilk, który pojawiał się od czsu do czasu, żeby
napić się ulubionej miętowej herbaty.
Domek był prawie
najszczęśliwszym domkiem na świecie. Prawie. Jego spokój
burzyli bowiem mieszkańcy Herbatkowego Miastka. Raz po raz zerkali w
jego stronę. Coś szeptali. Kiwali głowami.
Pewnego dnia dwudziestu
mieszkańców Miastka przybyło pod okna Szarego Domku. Nie
zapukali jednak do drzwi.