KAMIENNA NATURA
To było... 18.10.2007 (www.radio.katowice.pl):
"To bez wątpienia jedna z najbardziej niezwykłych ekspozycji w kilkunastoletniej już historii naszej radiowej galerii.
Nie zdarza się bowiem często, by prace eksponował twórca, który chcąc pokazać ostatnie swoje dokonania sięgnąć
musi pół wieku wstecz. Tak się bowiem składa, że LECH SZARANIEC wtedy mniej więcej odłożył pędzel i inne
utensylia artystyczne, zajął się pracą naukową, publicystyczną, zaś dotychczasowy dorobek powierzył cierpliwym
teczkom, szufladom i tym podobnym skrytkom...
Dlatego mało kto dziś pamięta, o co zadbał niestety sam bohater dzisiejszej wystawy, że wybitny muzealnik i historyk
był w latach 50 nie tylko gorliwym uczniem artystycznych warsztatów, ale przejawiał najprawdziwszy talent!
Jakiś czas temu, pijąc znakomitą jak zawsze kawę i gawędząc w dyrektorskim gabinecie Lecha [...] dowiedziałem się
od niego, że uczęszczał ongiś na studium rysunku w tym mieście, konkretnie w latach 1957-1959, gdzie przy ulicy
27 stycznia wykładali m.in. znakomity grafik Edward Grabowski i malarka Genowefa Targosz.
Po chwili przypomniałem sobie okładkę i reprodukcje w ostatnim tomie wierszy mojego Gospodarza. Starannie
wydana książka zatytułowana "Powroty" urzekła mnie nie tylko szlachetnie powściągliwym tonem wielu lirycznych
konfesji, ale także swoją strona graficzną. Podobnie jak w wierszach zwracała uwagę celność i dążenie do syntezy.
I teraz - wracam do rozmowy w gabinecie - "po nitce do kłębka" trafiłem w czuły punkt, czyli zapomniane, dawne,
ale przecież istniejące prace. [...]
Maciej M. Szczawiński
Katowice Jesień 2007 r.
"[...]W rysunkach, szybkich szkicach, studiach i notatkach widać naprawdę sprawną rękę, a tego nie da się po prostu wyćwiczyć. Rysunek tak naprawdę
wymaga daru, talentu, czegoś nieracjonalnego i podświadomego co dzieje się niejako "obok" czy równolegle względem świadomych zamiarów artysty. Tutaj
Szaraniec potrafi rzeczywiście porwać dezynwolturą błyskawicznych ujęć pejzażu.
Duże wrażenie robią też akwarele, skomponowane ze smakiem, esencjonalne w ujęciu i - mimo upływu t y l u lat! - znakomicie zachowane pod względem
świeżości koloru. I grafiki. Chciałoby się powiedzieć "stara dobra szkoła" /Grabowski/. Linoryt musiał mocno fascynować i wciągać młodego adepta tej sztuki,
miękki rysunek, nierzadko finezja w zestawianiu konturów, nic a nic nie zestarzały się te solidne warsztatowo prace.
Lech Szaraniec z sobie tylko znanych powodów przerwał bardzo wiele lat temu swoją świetnie zapowiadającą się wędrówkę. Dłużej pisał wiersze, wspólnie
zresztą wystąpiliśmy w głośnej swego czasu antologii "Młody Śląsk Literacki", ale i pióro odłożył w końcu /chyba nie złamał/, by już na dobre utonąć w morzu
ważnych i poważnych zadań naukowych.
Wyławiamy zatem, by trzymać się jeszcze tej morskiej metaforyki , z głębin dosyć otchłannych czasowo - artystę malarza, grafika, akwarelistę i rysownika
tudzież liryka. Być może nie wejdzie już nigdy na ścieżkę, której kontur pozwolił nam przez chwilę pooglądać. Natomiast na pewno zrobił dobrze, rozumnie i
roztropnie, że zachował do dziś jej frapujący wizerunek."
Maciej M. Szczawiński
Katowice Jesień 2007 r.
"Powroty" - wiersze z lat 1956-1964 (wydane w 2006) dopiero... "w drodze", ale rysunki, akwarele
i linotypy Lecha Szarańca, mogliśmy już poznać na spotkaniu z Autorem i jego pracami.
Czy... "archeologicznymi"? Jeśli spojrzeć na nie ze świadomością, że kiedy powstawały pierwsze (wiersze
i rysuki), nas (mnie) jeszcze nie było, to może... Jednak ich nastrój, ma już w pamięci swoje miejsce.
Chyba, że chodzi o "wykopaliska" w kontekście... szuflad.
[...] Kiedy jakiś czas po wizycie u Lecha Szarańca i późniejszych namowach, by otworzył szuflady, rozchylił
pożółkłe
teczki - oglądam jego "archeologiczne" prace, tamten nastrój i energia wróciły niczym echo.[...]"
[...]Proszę sobie wyobrazić czas rozpłomieniony autentyczną pasją
młodych najczęściej ludzi, którzy pragną, marzą, ba! muszą odcisnąć
własny ślad w sztuce. I którzy wierzą, że tak się stanie.
Wyobcowani z oficjalnych przepojonych ideologią trendów, znudzeni
i zniesmaczeni jałowością oficjalnie wspieranych kierunków szukają
własnej drogi. A cały ten proces obfitował rzecz jasna w chwile,
zarówno ekstatycznych odkryć jak i błądzenia po ścieżkach dawno już
wydeptanych, polska sztuka i polska myśl estetyczna były na przełomie
lat 40. i 50. dość skutecznie izolowane od europejskich, nie mówiąc już
o światowych, zjawisk.
Stąd nierzadko błądzenie po omacku i wspomniane wyważanie drzwi już
otwartych. Ale stąd też kapitalna rola intuicji i "głodu wyobraźni", zjawisk
w sztuce bezcennych.
U nas w Katowicach przykładem są zaliczane w poczet śląskiego
undergroundu grupy "ST-53" i "ARKAT". [....]
(cyt. j.w.)
Lech Szaraniec
Notatki z podróży - 25.02.2009 (Siemianowice Śl.)