KAMIENNA NATURA
Powrót
Dalej
 
List


"
Witaj... ET.
    Skoro nie dzwonisz, piszę po raz drugi. Może lepiej, bo te rozmowy przez telefon... nikt
 tak dzisiaj nie rozmawia. Wiem, pomyślisz, że to przesada, bo jednak ktoś, to znaczy my,
 tak właśnie rozmawiamy. I będziesz miał rację. No, ale nie zadzwoniłeś.   
    Smutno, bo wciąż masz wątpliwości, a przecież, niezależnie od wszystkiego, zawsze - 
"jest ktoś, dobrze wiesz" - miałeś to czarno (nie, chyba niebiesko) na białym(?). Krótko, 
ale szczerze i prawdziwie. Właśnie. Prawdziwie. Pewnie już zapomniałeś, że prawdziwe, 
przede wszystkim, jest drzewo. Potem dopiero to, co skryte między konarami - jeśli 
szukasz. Widocznie, nie było to, aż tak ważne.

   Pytałeś, co słychać. Powiem tyle - drzewa wciąż stoją. I stojąc żyją. Na szczęście. 
Bo dzisiaj, całkiem poważnie i prawdziwie, skoszono wszystkie maki - jak wiesz, są takie 
miejsca, wokół których trawa powinna być równo przycięta. Nawet, jeśli to park w dolinie. 
Za to nam, w takie właśnie, centralne miejsce, przesłano same "kwiatki" (czyt. trudne 
przypadki). Nad tym wszystkim, bardzo nisko, dwa razy przeleciał helikopter - łatwo dał 
się usłyszeć, mimo "spalinowego koszenia" na dole. Miałam wrażenie, że ledwie zdążył 
ustąpić miejsca burzowym błyskom i temu, co nastąpiło potem - cóż, dawno nie padało. 
Dopiero ten moment, zmusił nas do zamknięcia okien. 
A wydawało się, że powietrze nie może być już cięższe. Wtedy łabędzie przeniosły się na 
"nasz" staw - może chciały być bliżej ludzi, nie wiem. Więc.."
 
- Podpiąłem ci negata, pilny...
- No to pech... już się wylogowałam. Czekam tylko na skan i wychodzę.
- Ale, to krótka piłka. Poezja... jak na dzisiejszy dzień.
- Taak... jak znowu nie przerobię na "pozytywny".  Wystarczy poszukać. Nie boisz się?
- Dzisiaj już mi wszystko jedno... Zaryzykuję. I tak nie dasz rady... stracone zobowiązanie   
 i egzekucja. Mówiłem... 
- No to... zobaczmy.
 

"
Więc..... więc? Zgubiłam wątek. Musiałam przerwać, bo... krótko mówiąc, to była czysta poezja... i w tym przypadku, byłam 
bezradna. 
    Ale, do rzeczy. Co jeszcze? Potem, już w domu, poparzyłam się przy smażeniu dorsza i to było... słychać, dość głośno. 
Dla odmiany, "Trójki" ani trochę - zanikł sygnał, chyba przez tę burzę. Mam nadzieję, że wróci szybko. 
Jak widzisz, u mnie nic szczególnego. A co "u nas", to przy okazji. Jak tylko będzie możliwa. I nie mów znowu "sama widzisz". 
Jeszcze o tym porozmawiamy.   
    Chyba odzwyczaiłam się od pisania, bo poprzednim razem, chociaż list był krótki, drżała mi ręka. A może to nie dlatego...? Tak.
 Wtedy sprawy wyglądały inaczej. Teraz... Teraz nie drży, bo... Od początku wiedziałam, że tego listu nie wyślę. Właściwie, to 
nawet go nie napisałam.  
    Poczekam. Bo przecież zadzwonisz. I po prostu o tym powiesz. Mimo, że nie będziesz się mnie spodziewał w sali rozpraw. 
W jakimkolwiek miejscu i charakterze. NIe będziesz myślał, że tylko się spóźnię. 
    Nie, to nie ucieczka. Jak miałabym stanąć po którejkolwiek stronie? Przecież wiesz, dla mnie ich nie ma. Chyba, że czegoś nie 
rozumiem. 
    Ale nie muszę, prawda...?"