KAMIENNA NATURA

 

Dalej

Powrót
 ...
                                                              brakujące fragmenty 3
[...]
    - Przecież mówimy: "Samoloty nadlatują". - Nabil próbował się bronić, ale był bliski płaczu.
    - Ale nie mówi się "nadloty", tylko "naloty". To takie trudne?
    - Za to potrafię prawidłowo nazwać inne rzeczy: schron, syrena alarmowa, mina pułapka...
    Nabilowi twarz poczerwieniała z wysiłku. Wytężał pamięć, próbując zaimponować Haszimowi. Ale Haszim już go nie słuchał. Skupiał uwagę na mnie i chyba trafnie zgadywał, co teraz myślę.
[...]  
                      ____________________________
[...]
    - Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym na podmiejskim osiedlu. Spadła bomba i w minutę dom przestał istnieć. Rodzice, najmłodszy brat i siostra zginęli na miejscu. [...] Dziadek już kilka dni po amputacji chciał mnie zabrać, ale lekarze przekonywali, że nie ma bezpieczniejszego miejsca niż szpital. Na początku drugiego tygodnia bombowce przypuściły atak właśnie na budynki szpitalne. Kiedy po trzech godzinach wykopali mnie ledwo żywego spod gruzów, dziadek sam mnie opatrzył jak umiał i jeszcze tego samego dnia, nikomu nic nie mówiąc, wsadził mnie na drabiniasty wózek załadowany ocalałym dobytkiem i w czwórkę wyruszyliśmy do miasta.
    - Tutaj jest bezpieczniej?
    Haszim się zawahał.[...]

                 ___________________________
[...]
    Tata się uparł, że tym razem nie będziemy schodzić do piwnicy. "Tak  naprawdę to żaden schron - przekonywał mamę. - Jeśli na dom spadnie bomba, to z piwnicznej pułapki się nie wygrzebiemy. Jak już mamy zginąć, to we własnym mieszkaniu. Najważniejsze, to nie dać się rozdzielić". [...]
                   __________________________
[...]
    - A kto właściwie jest naszym wrogiem?
    Tata poczerwieniał jak mały chłopiec przyłapany na braku pracy domowej
                  ___________________________
[...]
    - Zapomnieliśmy o parasolkach - odezwał się Nabil.
    Tata zbył to machnięciem ręki.
    - Nie jesteśmy z cukru, nie roztopimy się.
    - A ubrania? - przypomniałam.
    Tata już otwierał usta, ale mama go uprzedziła:
    - Ubrania nie są najważniejsze.
    Kiedy tak szliśmy niesieni przez tłum, zerkałam na tatę.
Szedł lekkim krokiem, nie przejmując się tym, że krople deszczu ściekają mu po policzkach. Domyślałam się, co w tej chwili czuje. Móc w biały dzień iść bez strachu środkiem ulicy - czego więcej trzeba, by być szczęśliwym?
    Nie wiem, jak długo szliśmy, w końcu jednak Nabila rozbolały nogi i trzeba było zawrócić.
 [...]

                                                                                         cdn...