KAMIENNA NATURA

 

Dalej

Powrót
 ...
                                                                               fragmenty 3
[...]
    - Ależ z ciebie tępak! Większego ciemniaka nie widziałem! Zaraz pęknę ze śmiechu - szydził Haszim z Nabila. Nabil próbował zejść Haszimowi z oczu, ale ten mimo kalectwa zręcznie go doganiał.
    Haszim ma trzynaście lat i sprowadził się do naszej okolicy dopiero niedawno.[...]
    - Daj mu spokój - odezwałam się.
    - Patrzcie, siostrzyczka broni braciszka gamonia. Lepiej go naucz poprawnie się wyrażać.
    - Mnie jego błędy nie przeszkadzają - odpowiedziałam.
                
                        ____________________________
[...]
Piłkę też mają prawdziwą. Na razie jest ich tylko trzech, więc zgodzili się dopuścić do gry chłopców mających obie nogi. [...]
    Wczoraj zjawiło się kilku starszych chłopców, których wcześniej nie widziałam. Naśmiewali się z Haszima i jego przyjaciół. Ale kiedy zobaczyli tych trzech w akcji, to koniecznie chcieli dołączyć do drużyny.
    - Trenować z nami możecie - Zgodził się Haszim - Do drużyny was nie wezmę, bo u nas grają tylko jednonożni.
    Haszim chyba polubił Nabila, bo na boisku  to do niego najczęściej podaje piłkę.[...]
Tarik pozazdrościł bratu, bo uparł się, że on też chce być piłkarzem. Haszim wpadł na pomysł: jeśli piłka wypadnie za linię autową, Tarik będzie ją przynosił. Oczywiście spowalniało to grę, ale przecież nikomu się nie spieszyło.
[...] 
                 ___________________________
[...]
    Nie wiem, dlaczego wyobraziłam sobie, że pan Safik jest gdzieś w pobliżu i z ukrycia nas obserwuje. Może postanowił poddać nas jakiejś próbie?
    - Pobawmy się w szkołę - zaproponowałam.
[...]
    - W prawdziwej szkole jest tablica i są ławki - mruknął Karam, starszy z braci Haszima.
    - Właśnie zgodził się Haszim. - A my nie mamy nawet zeszytów ani długopisów.
[...]
Staliśmy w milczeniu i patrzyliśmy, czy pan Safik nie nadchodzi.
    - A ja wiem, gdzie są długopisy.
Tarik przestępował z nogi na nogę, miał zadowoloną z siebie minę.
    - Gdzie? - spytałam.
    - Niedaleko.
    - Zaprowadź nas.
    - Nie mogę.
    - Co znaczy nie mogę?
    - Nie mogę powiedzieć.
    - E, wszystko zmyślił - orzekł Haszim.
    - A właśnie że nie zmyślam.
Tarik okręcił się na pięcie i puścił się galopem przed siebie. Po kilku metrach się zatrzymał i zanim pobiegł dalej, dwiema rękami zatoczył wielkie koło w powietrzu.
    - Tam jest tego tyyyle!
    Haszim pierwszy nabrał podejrzeń.
    - Każ mu wracać! - wrzasnął mi tuż nad uchem.
[...]

                                                                                         cdn...