KAMIENNA NATURA
-
O, tak. Niejeden głos. Ale mają też szumy. I twarze -
niektóre znasz i
cieszysz się, że je słyszysz. Albo nie. W każdym razie, nie zawsze.
- To prawda. A te, których nie znamy?
-
To różnie. Ale wiesz, bywa tak, że pokazują swoją twarz
mimo, że
prawdopodobnie nigdy jej nie zobaczysz. I na pewno nie zobaczą twojej.
- Prawdziwą?
- Jeśli swoją, to chyba prawdziwą ... ale zostawmy to - wtedy właśnie
tak było. Tylko, to było bardzo dawno.
Wtedy,
od niedawna, prawie każdy dzień zaczynał się dla niej tak:
- Informacja 23, dzień dobry.
- Dzień dobry. Proszę o numer ... (i tak dalej).
Kiedyś, tego "i tak dalej" po prostu nie zrozumiała, więc...
- Czy mógłby pan powtórzyć? To jakaś nazwa? I ...
jak to się pisze?
- Nie wiem jak się pisze ... nigdy nie pisałem. To ... to takie
miejsce,
gdzie rezerwuje się bilety. Kolejowe. Z miejscówkami.
- Proszę poczekać.
Nie miała pojęcia, o co chodzi. Była tam od trzech tygodni i jeszcze
niewiele wiedziała. Ale dowiedziała się.
- Halo? Już podaję ... 584 695.
- Nie, nie ... proszę powtórzyć... wolniej
- 584 ... 695
- Jeszcze raz. Po dwie cyfry, dobrze?
- Dobrze, tylko ... dlaczego, przecież ...
- Tak mi łatwiej zapamiętać. Nie mogę zapisać, bo nie widzę.
- ...
- Halo ..?
- Jestem, jestem ... 58 46 95. Ale ... jak pan chwilę poczeka, to podam
jeszcze dwa inne. Na ten pierwszy trudno się dodzwonić - znają go
podobno wszyscy i jest stale zajęty ...
- Żartuje pani? Będzie dobrze, jak zapamiętam ten jeden.
- Proszę sprobować. Na zasadzie skojarzeń ... zawsze tak robię, kiedy
nie można zrozumieć, a trzeba pamiętać. Nie zawsze się udaje, ale ...
zaraz wytłumaczę. Weźmy na przykład ten ... 58 12 66. I tak ... 58 -
wiadomo, jak zawsze, 12
- powiedzmy ... wagony klasy 1 i 2, no i 66 - to akurat łatwo ...
No i popłynęła ... potokiem. Potokiem słów.
Najlepiej
działają skojarzenia, które śmieszą. I kontrowersyjne albo
...
niejednoznaczne. Te śmieszne, chyba śmieszyły rozmówcę, bo
co
jakiś czas słyszała w słuchawkach coś, jakby stłumiony śmiech. Reszta
... nie wiadomo, bo milczał. Może były ... zbyt kontrowersyjne. Nie
wiadomo
też, jak długo jeszcze potok by płynął, gdyby nie ...
- Wystarczy! Myślę, że wystarczy, bo za chwilę nie będę nawet pamiętał
po co dzwonię, jeśli w ogóle dodzwonię się
gdziekolwiek.
Do widzenia.
- Do usłyszenia ... - wpadło w ciszę po drugiej stronie,
odciętą suchym trzaskiem odkładanej słuchawki,
jak kupon rabatowy. No,
nieźle - pomyślała - znowu to zrobiłam. A miało być ..."nigdy więcej".
- Kupon rabatowy? Skąd
takie dziwaczne porównanie?
- Nie wiem. Pewnie z jakiejś promocji ...
- No, tak. A ... czego "nigdy więcej"..?
- Czy ja wiem? Wątpliwości? Własnych pomysłów? Pytań?
- Przecież, każdy je ma.
- Tak, ale jak już je masz, to je sobie miej. I tyle. A nie zaraz ... z
przejęciem, zapamiętale i ... bez sensu ... - tak sobie
pomyślała. Bo to było tak. Nigdy nie była przesadnie ... rozmowna.
Wolała słuchać. I patrzeć. To było to. Tyle, że ... jak ją coś (albo
ktoś)
zupełnie wyjątkowo
ruszyło, poruszyło czy ... naruszyło, zmieniały się proporcje. Na
przeciwne. I zwykle, nie kończyło się to dobrze. Więc obiecała sobie,
któryś raz, za każdym razem od nowa niestety, że ... nigdy
więcej niczego, co nie jest milczeniem i bezruchem. Bez reakcji. W
takich sytuacjach, oczywiście.
- Jak kamień ..?
- Coś jakby.
- I co?
- No, co? Nie udawało się. Najczęściej.
- A co może ruszyć kamień? Co by to musiało być, żeby ...
- Myślę, że zależy jaki. Ostatecznie, nie każdy jest diamentem. Możemy
chyba zaryzykować stwierdzenie, że większość nim nie jest. A nawet on,
ten najtwardszy, łatwo pęka ...
- ... i wybucha ...
- tak ... płaczem albo śmiechem - czy te skojarzenia nie poszły za
daleko?
- Trochę ... to wróćmy do tematu. Domyślam się, że to nie
był koniec.
- Nie.
Jeszcze tego samego dnia, została wezwana do "gabinetu".
To
takie miejsce, do którego nikt specjalnie nie pragnął być
wzywany.
- Poprosiłam cię, bo przed chwilą ktoś dzwonił i upierał się, żeby
połączyć go z tobą ...
- Ze mną?
- Ty jesteś 23 ... prawda?.
- Tak, ale ...
- No właśnie. Wyjaśniłam, że nie mogę, bo tego nie robimy. I wprawdzie
tego też nie robimy, ale obiecałam, więc ... udzielam ci oficjalnej ...
pochwały.
- Mnie ... za co?
- Myślałam, że ty mi to powiesz. Powiedział jeszcze coś jak ... "udało
się" i ... "to działa". Dokładnie nie pamiętam, więc ..?
- Nie wiem. Ja tylko ... podałam właściwe numery ... To
wszystko.
- No, właśnie ... To wszystko.
Najważniejsze, że się udało - pomyślała - nikt nie lubi
podróżować na stojąco, w tłoku. Ciekawe, jak daleko jedzie
... -
uśmiechnęła się.
- Hej, to wszystko! Możesz wracać.
- Tak ... dziękuję.
II.
- W autobusach,
tramwajach ... jest tłok. Ale, w pociągach?
- Nie wiem. Nie jeżdżę pociągami. Nie tak często, żeby wiedzieć. Nie
zapominaj jednak, że to było trzydzieści lat temu. A autobusy i
tramwaje ... właśnie coś mi się przypomniało - wiesz, że w autobusach i
tramwajach, można usłyszeć głosy?
- No, nie! Znowu..?
- Nie znowu, tylko od niedawna. Nie we wszystkich. I nie takie, jak
myślisz ... zwyczajne, damskie albo męskie. Informują o przystankach.
To jest nawet niezłe, tylko ... posłuchaj.
Wyobraź sobie, że jedziesz tramwajem i nie musisz pilnować
drogi, żeby
wysiąść na właściwym przystanku. Tym bardziej, że za oknem i tak
ciemno. Głos cię poinformuje o tym, gdzie właśnie jesteś. Albo, gdzie
będziesz za chwilę. Więc, co robisz, żeby się
podróż nie dłużyła? Możesz zniknąć. To znaczy, nie tak
dosłownie, tylko myślami przenosisz się gdzie indziej. Wystarczy
słyszeć głos. I kiedy ten głos mówi, że właśnie jesteś przy
Placu Miarki, to już wiesz, że następny przystanek jest przy ulicy
Poniatowskiego - proste, bo wiesz dokąd jedziesz. No i na następnym
przystanku wysiadasz, wracasz do rzeczywistości i jesteś na miejscu,
czyli przy ... Parku Kościuszki.
- Jak to?
- No, właśnie. Nie wiem. Marny żart? Nie-do-patrzenie? Pomyłka? Błąd?
Ale, nie ma sprawy. Można go naprawić - po powrocie do rzeczywistości,
wracasz z powrotem. Tramwajem, albo na piechotę, w końcu o jeden
przystanek za daleko, to nie tak daleko. A podróż, wprawdzie
dłuższa, ale za to się nie dłuży. Cóż, nie trzeba było się
zamyślać, albo przynajmniej, zamiast liczyć na głos, liczyć przystanki.
- Liczyć? Po co? Nie wystarczy patrzeć przez okno?
- Czasem, nie wystarczy ...
- Jak to?
Wyobraź sobie, że jesteś blisko Parku Kościuszki - taka
jest rzeczywistość, ale ty o tym nie wiesz. Bo czasem nie wystarczy
otworzyć na nią oczy, jeśli masz zamknięte. Tak, jak nie wystarczy
patrzeć przez okno, żeby zobaczyć, gdzie jesteś. To nic nie zmieni - po
prostu, jest ciemno. Zawsze.
Gorzej - myślisz, że jesteś zupełnie gdzieś indziej. Tam, gdzie masz
być. Tak powiedział głos. Przystanków nie liczyłeś, ale
teraz liczysz kroki - nie jest ich wiele, ale już po kilkunastu i
dwóch zakrętach, coś się nie zgadza. Wyobraź to sobie -
dookoła jest jak ... nad morzem? Też szumi, tylko trochę głośniej -
wiatr w parku, samochody, autobusy, tramwaje ..., ale nie ma pewnie
morza twarzy , bo kroki, które ci towarzyszyły, gdzieś się
rozpierzchły (nic dziwnego - jest zimno i chyba ciemno). Słychać tylko
twoje - pod nogami, jak piach skrzypi, trzeszczy i chrupie
... śnieg.
- Chrupie ..?
- Czasem ... chrupie.
To nic, że zawsze ciemno. Kiedy się znajdziesz i wiesz,
gdzie jesteś, w jakim miejscu ... można wiele. No, choćby ...
tłumaczyć symultanicznie, tworzyć poemat, albo sonatę, a nawet koncert.
Można doskonale programować maszyny, a nawet robić ... szczotki - sama
widziałam. Ale, w tej sytuacji ...
- Szczotki? Jakie
szczotki?
- Nie wiem. Do butów? Wszystko jedno ... to nie jest
najważniejsze.
- Jasne, próbuję sobie tylko wyobrazić i ... to koniec.
Pozostaje zamarznąć ... na miejscu
- Albo ... telefon do przyjaciela?
- A tak ... jeszcze tylko trzeba go mieć
- Telefon, czy przyjaciela?
- Jedno i drugie, rzecz jasna, ale mam na myśli to drugie ...
- Każdy go ma.
- Tak, chcesz w to wierzyć ...
- Nie, nie chcę. Wierzę. Czasem nawet o tym nie wie, że ma. Niejednego
lub jednego, chce czy nie, lepszego albo gorszego, ale zawsze ...
- Czyli, z telefonem to nie koniec?
- Chcę w to wierzyć ...
III.
- A, z telefonami?
- Jakimi telefonami ...? Myślę, że jeden aparat zupełnie wystarczy.
Żeby nie zamarznąć.
- Taaak. I koniecznie... naładowany.
- Poważnie?
- Poważnie, to mam na myśli inne telefony, no wiesz... właściwe numery
i tak dalej. Bo, chyba zgubiłaś wątek.
- Chyba nie. Po prostu, nie było nic dalej. Z tymi akurat, to koniec.
- Dlaczego, przecież nikt jej nie zwolnił, więc ... chyba nie uciekła?
- A gdyby, to co w tym dziwnego? Nie pierwszy raz w końcu, uciekała
nawet z domu.
- Nie wiedziałem, widać nieskutecznie ...
- Skutecznie. W pewnym sensie ...
- Jak to? I nikt się nie martwił?
- Jak była dzieckiem, to owszem, ale nie było o co, a potem ... już nie
bardzo. Zresztą, zwykle szybko wracała i nikt nie zauważał, więc niby
po co?
- No, dobrze. Ale uciekać tak bez powodu? Od
telefonów?
- Musiała wrócić tam, gdzie coś zaczęła. I tyle ... Poza
tym,
powody były. Przynajmniej dwa, ale to nie czas i miejsce ...
- Właśnie, miejsce - nie rozumiem, jak można uciekać
z miejsca, do którego się uciekło? Bo tak było, o ile się
nie mylę?
- Tak było i ... Ale się uczepiłeś. No to posłuchaj.
Kiedy uciekasz, jest ci wszystko jedno dokąd. Byle przed
siebie. A że nic nie trwa wiecznie (banał, ale prawdziwy), mimo, że nic
nie widzisz i nie słyszysz, w końcu, zwykle coś cię zatrzymuje. Tak
właśnie, zatrzymało ją kiedyś nie-swoje podwórko.
Zatrzymało, bo było takie ... niemożliwe. Otoczone ze
wszystkich stron wysokimi murami, a miało przestrzeń. Pozwalało
oddychać. Nie wiedziała, którędy tu weszła i gdzie jest
wyjście. Ale ... wcale nie zbierała się do wyjścia. Zatrzymało ją w
miejscu, więc stała i patrzyła. W końcu nikt jej nie gonił... Było
dziwnie. Smutno i pięknie (banał, ale prawdziwy), coś chichotało (albo
ktoś), pod jego skórą pęczniał bunt, a widać było tylko ...
rezygnację. Z nutką ironii uprzejmie złośliwej (banał..? nie
wiem, ale prawdziwe).
I to ją ruszyło, ta rezygnacja - wprawdzie, nie z miejsca,
ale ... nie zgadzam się
- pomyślała, chyba zbyt głośno, bo zrobiło się straszne zamieszanie.
Zapomniała, że nie jest tu sama. Każde podwórko, jakie by
nie było, rzadko jest puste. To nie było. Wręcz przeciwnie, jak się
potem okazało. Dziwny szum i hałas trwał ... jakiś czas, aż w końcu ...
- Niech będzie. Ty nią będziesz.
- Kim? To zabrzmiało jak
... ofiarą?
- Też tak pomyślała. W każdym razie, zachowała się jak ostatnia ofiara.
Pierwsza "ostatnia ofiara podwórka"...
- Ja bym uciekł.
- A, widzisz? Więc można. Ale nie stamtąd. Zapewniam cię.
- Dlaczego?
- Też tak zapytała.
- I co? No dobrze, opowiadaj.
- Kim? Dlaczego?
Odpowiedzi nie było. A może nie usłyszała. Ktoś przysłonił jej oczy -
czymś przewiązał. Zakręcił. Najpierw w jedną, potem w drugą stronę -
zachwiała się, ale odzyskała równowagę i wyciągnęła przed
siebie ręce - taki odruch. Nasłuchiwała. Najpierw ciche kroki skradały
się za plecami, ktoś przebiegł przed nią, inny na palcach
przeszedł bokiem. Bała się ruszyć z miejsca . Nie ze strachu przed ...
podwórkiem, po prostu nie wiedziała gdzie może postawić
stopę. W końcu, usłyszała pierwsze głosy i śmiechy, tuż za uchem lewym,
później prawym i spróbowała uchwycić
któryś rękaw - kilka razy udało jej się musnąć, ale
kiedy lekko zacisnęła palce, jednym szarpnięciem dłoń
zostawała pusta.
Spróbowała więc, zrobić kilka kroków, potem
następne i następne i ... cóż, kiedy się
przewrócisz, musisz się podnieść. Przeszkody i pułapki
wyrastały niespodziewanie - to znaczy, zawsze tam były, ale przecież to
nie było jej podwórko, więc nie mogła go znać, a
wtargnęła na nie w taki sposób, że nie sposób
było spokojnie wszystkiemu się przyjrzeć.
Mimo potłuczonych kolan i zdartych nadgarstków, było trochę
lepiej, bo zawsze lepiej ... a, nieważne! Ale, po każdej
prawie udanej próbie, coraz częściej słyszała
głośne wybuchy. Śmiechu, krzyków lub świętego oburzenia. Nie
rozumiała, bo przecież o to właśnie chodziło, żeby złapać ...
wątek, a nie wypruć osnowę. Wyrwać się ... z błędnego koła, pozostając
w zaklętym kręgu. Przekazać swoją rolę. Albo, tak jej się tylko
wydawało.
Widocznie, taka zamiana ról, nie była czymś specjalnie
pożądanym. Trudno zresztą się dziwić ...
Wreszcie, kiedy udało się przytrzymać dłużej to, czego się uchwyciła,
krzyknęła: Jest!
- Kłamiesz - usłyszała.
Tego było już za wiele. Zerwała z oczu, to co je przesłaniało i ...
zniknęła.
- To brzmi raczej
dramatycznie...
- I takie było. Dramatyczne. W pewnym wymiarze, oczywiście.
- Banalne, ale prawdziwe?
- Dokładnie tak.
- A myślałem, że ucieka się ze strachu ...
- Widać, nie zawsze.
- I co dalej?
- Nic szczególnego. Wróciłbyś do gry, w
której wszyscy widzą cię jak na dłoni, a ty nie widzisz nic?
Może wybierać, więc wybrała ... scrabble
- To może być ... nużące.
- Nie tylko, nawet gorzej. Ale po własnej modyfikacji, bez
różnych mody fiksacji (bo czasem trudno nazwać je trendami),
nie tylko na własny użytek, może nawet ... ożywić. Po zmianach zyskuje
nową twarz.
- Twarz?
- No ... oblicze. I najważniejsze - nie trzeba wygrywać.
- Czy my na pewno mówimy o grze?
- A o czym? Chociaż, jak się zastanowić, to może ...
- Może, może ...całe morze tego "może", a konkretnie? I to ma
być koniec? Co z podwórkiem? A gdzie jakiś morał?
- Konkretnie, to nie bajka, żeby musiał być morał. A z
podwórkiem ... Wystarczy, że sięgnie do kieszeni, żeby pod
palcami poczuć to, co przesłoniło jej oczy. Więcej - sama może je
przesłonić, kiedy ... będzie trzeba.
- Jak to, przecież zerwała ...
- Właśnie. Zerwała, nie zrzuciła.
- I ... tylko tyle? Jak z patrzeniem na "nie to morze"?
- Niezupełnie, bo ... to nawet nie była ucieczka.
- A co?
- Taki ... myk.
- Więc, nie koniec. Opowiadaj!
Stale tam wraca. Nie tylko, kiedy ucieka. Niezależnie od
pogody i ... innych takich. Po deszczu omija kałuże, przeskakuje je,
albo ... rozchlapuje, kiedy nikt nie patrzy. W deszczu nic nie robi -
stoi, patrzy i słucha. A czasem, opiera się o chłodną ścianę i wdycha
pył.
- Wdycha pył? Po co? To
jakiś eksperyment?
- Po nic. Bo jest. A jeśli to eksperyment, to ... bardzo udany (chociaż
wyniki i tak zależą od interpretacji). Kiedy stoisz w cieniu, możesz
pył zobaczyć w słońcu - widać go, jak się patrzy. Bo, niby czym jest to
migotanie powietrza? Więc ...
Stoi i patrzy. A potem zamyka oczy i już tylko słucha i
... oddycha.
- Nie jestem pewien, czy
rozumiem. Ale opowiadasz, jakbyś tam była.
- Bo, byłam.
Ciuciubabka
I.
- Piękne.
- Tak, piękne ... ale, to nie to. Nie to morze. Chociaż ...
gdyby trochę przysłonić oczy, można je sobie wyobrazić. Gorzej z
zapachem.
No i z szumem. Po prostu nie szumi.
Przynajmniej nie tam, gdzie byłam.
- Może.
- Morze - tak dużo wody ...
- W morzu? Jasne, jak to w morzu.
- W rzece. Upłynęło. Może do morza, pewnie tak.
Odkąd ostatni raz je widziałam - to właściwe
morze.
Mam na myśli czas.
- A, właśnie! skoro już mówimy o czasie ...
- Wiem, wiem - miało być o telefonach. Rzeczywiście chcesz tego słuchać?
- A masz coś ciekawszego?
- Póki co ... nie.
- No widzisz. Nie ma też szumu, więc ... telefony mają głos.