KAMIENNA NATURA
wracałam
do tej myśli w trakcie Kina
krótkich filmów.
Na
szczęście, pierwsze mam za sobą, i u siebie, a seans Kina chyba jeszcze
trwa ...
ale w razie czego, zawsze można sprawdzić półki w dziale Leśnictwo albo Filmoznawstwo
w pewnym
antykwariacie.
[...]Znowu mnie nosi i
roznosi. Ktoś jest zdziwiony? Niepotrzebnie. Zapamiętajcie, proszę, moi
drodzy. Chociaż na chmurze jest niewyobrażalnie pięknie i choć niczego
mi tu nie brakuje, to nawet aniołowie podzielają w tajemnicy moje
zdanie - najbliżej nieba są samoloty, najbliżej jawy jest marzenie.
Tak brzmią ostatnie słowa Samo-lotów, ale
to nie koniec końców, to tylko koniec ksiązki,
która właściwie jest początkiem.Czwarta okoliczność. Albo,
przyczyna zbiegu tych trzech niejasnych w jednym czasie - może tak się
dzieje, kiedy zaczynasz od środka, a początek jest na końcu? Nie wiem.
***
Kiedy szukasz naprawdę, czasem znajdujesz
to jedyne miejsce i ten jedyny moment, w którym
się wyrwiesz. I nie ma to nic wspólnego z rozsądkiem.
Antyk-wariat
Kiedy czegoś szukam naprawdę, nie ma to nic
wspólnego z cierpliwością i wytrwałością - szukam wszędzie.
I tylko do oporu. Czasem znajduję, niespodziewanie i w mało oczywistym
miejscu.
Ta książka znalazła się, kiedy już wszystkie dostrzeżone znaki
wskazywały wyraźnie, że jest niedostępna. Zupełnie bez podstaw i
pojęcia, wyrwała się (jak tytułowe samo-loty
z bunkra pod ziemią) i wylądowała tam, gdzie nie miała prawa. A
może odwrotnie ... W każdym razie, znalazła się w
antykwariacie. Dlaczego, to takie dziwne? Cóż ... książka
zaczyna się tak:
Siedzę na chmurze i
dyndam nogami.
Wieje niebieski wiatr i przelatują ze świstem
anioły. Są odrzutowe i turbośmigłowe, są też
szybowce i bardzo młody anioł awionetka.
Niektóre mają gruby szron we włosach
i niebezpiecznie oblodzone pióra. [...],
a antykwariat nie jest taki zwyczajny, to Antykwariat
Naukowy. Miała trafić na półkę w dziale Lotnictwo, ale nie
zdążyła (pomijam fakt, że się tam nie nadawała, bo widocznie
nie dała tego po sobie poznać).
Przypadków nie ma, więc co to było? Przecież, nie wystarczy
o czymś pomyśleć, żeby wywołać reakcję gdzieś tam, nawet nie wiadomo
gdzie. Cud?
Nie
wiem.
Kiedy się nie wie, można sobie wyobrazić (też
o tym zapominam) odwrotną
sytuację, to akurat czasem wystarczy - zmienić kierunek
zdarzeń na równoległy, a grot strzały ... to znaczy wektora,
przenieść na jego drugi koniec. Proste. I już wiadomo, że ...
ostatecznie, dla mnie to, chyba zbieg ...
Tak, zbieg okoliczności. I to, co najmniej trzech.
Pierwsza z nich, to nagła chęć poprzedniego właściciela do podzielenia
się tym, co posiadał już od około ośmiu lat (jeśli wierzyć zapiskom
wewnątrz). Podzielenia się, nie oddania, bo zakładając,
że przeczytał, tak całkiem nigdy się jej nie pozbędzie.
Następna okoliczność - czyjaś nieprzenikniona decyzja o przyjęciu Samo-lotów i
umieszczeniu w miejscu, gdzie nikt ich nie będzie szukał, chociaż cel
tego działania, jak wiadomo, jest przeciwny.
I nikt jej tam nie szukał. Oprócz mnie, rzecz jasna, bo
trafiło we mnie. To znaczy ... na mnie. Tak, czy inaczej, coś mnie
trafiło. Musiało, bo niby z jakiego innego powodu, nagle robić coś, o
czym myślało się od dawna?
Bo cztery lata, to chyba niemało. Zaczęłam na etapie Stroiciela lasu i