KAMIENNA NATURA
Ojciec przewodnika
Miał tylko wskazać drogę, a
zaprowadził
na miejsce, prawie. I opowiedział, chyba
wszystko. Raz w górę, raz w dół, przez
las. Spod stóp umykały kamyki, lekko
niebezpiecznie, staczały się po
skarpie na nieczynny tor
kolejowy. Potem,
droga (kiedyś tu była)
z powrotem, w tempie
zawrotu głowy. Dom, mówiąc najprościej,
nie był dla gości - chylił się, jak to
starzec. Ale dał się przeniknąć
na przestrzał, wprost
na podwórze. W ogrodzie, koło kurnika,
odkrył przed nimi wzgórze
skarbów - to
moje. A, te
są taty. Ojca
niepewne ruchy, twarz bez emocji, tylko
te oczy - jak szlif kamieni
w słońcu. Agaty,
same agaty. Czy ktoś je widział?
- Może, trzeba pojechać,
w końcu
z dolnego na
górny, nie tak daleko,
a jest z czym. Tam,
gdzie inni
zobaczą.
- Taak, to nie Rzym, ani Krym. Nie,
raczej. Z takim ciężarem
ciężko i nigdy nie było
czym.