Szary
Domek -
odcinek 44
[...] kolorowe latawce i tysiące mydlanych baniek
w powietrzu, wirujące piłki i zapach owoców
wokół. Przyjaciele grali w karty, w zielone i w pomidora.
Bawili się w chowanego i w "raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy". Śmiali
się. Leżeli w trawie i liczyli obłoki. A kiedy zapadł zmierzch,
rozpalili ognisko. I wtedy zaczął padać deszcz.
- Ojej, nie zauważyłem burych chmur.
Przepędziłbym je - szumiał zdenerwowany Wiatr.
Krople deszczu bębniły w szyby i w
krzywy dach Szarego Domku. Wiedźma zaparzyła malinową herbatę. Wiatr,
zły na deszcz i chmury, huczał w kominie. Srebrny Wilk zwinął się w
kłębek na pasiastym fotelu. Duszek siedział w pudełku po herbacie. Noc
suszyła mokrą czapeczkę przy piecyku. A Pan Kot leżał na parapecie i
mył czarny pyszczek.
- Musiałem przegapić święto Szarego
Domku - szepnął Domek. - Nie zaznaczyłem go w kalendarzu. A to święto
już było. Na pewno. Bo już dawno spełniły się wszystkie moje marzenia.
Mam teraz swoją historię, urok osobisty, adres i skrzynkę na listy. Mam
was. Choć to dziwne, bo zawsze myślałem, że noc jest czarna, wilki złe,
a wiedźmy straszne. Mam swojego mieszkańca, Duszka, choć kiedyś bałem
się duchów. Mam nawet czarnego kota. Mam ulubioną porę roku,
ale nie powiem którą, bo każdy dom ma swoje tajemnice.
- Mnie musisz powiedzieć - zaszumiał
Wiatr, wylatując z komina.
- Ja też chcę wiedzieć - powiedział
Srebrny Wilk.
- Ja też! - zawołała Noc.
- I ja - dodała Wiedźma.
- I jeszcze ja - wyszeptał
cichutko Duszek.
Tej nocy do Szarego Domku przyszło
szczęście. I wcale nie z powodu czterolistnej koniczynki czy guzika
albo nawet podkowy. Przyszło, bo Domek miał najlepszych na świecie
przyjaciół.
Koniec.